Nowa ofensywa prezydenta Francji przeciwko milionerom. Tym razem Francois Hollande zapowiedział, że 75-procentowy podatek zapłacą za nich… pracodawcy. Na tak wysokie opodatkowanie samych milionerów nie zgodziła się Rada Konstytucyjna.

Hollande ominął sprzeciw francuskiej Rady Konstytucyjnej, która orzekła, że wcześniejszy projekt nałożenia 75-procentowego podatku dochodowego na samych milionerów jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Prezydent Francji ogłosił, że podatek w wysokości trzech czwartych pensji i premii osób zarabiających ponad milion euro rocznie zapłacą zatrudniające je firmy - a to z konstytucją nie będzie sprzeczne.

Komentatorzy ostrzegają przed skutkami decyzji

Wielu komentatorów alarmuje, że skutki tej decyzji mogą być podwójnie negatywne. Twierdzą, że z Francji będą uciekać nie tylko milionerzy - np. sławni sportowcy, dyrektorzy koncernów, najlepsi maklerzy giełdowi - którzy będą obawiać się, iż ich zarobki zostaną obniżone, ale również wielkie przedsiębiorstwa, co będzie jeszcze gorsze dla nadsekwańskiej gospodarki.

Depardieu już uciekł. Następnie uczyni to najbogatszy Francuz?

Dotąd największy szum wywołało przyjęcie rosyjskiego obywatelstwa przez sławnego francuskiego aktora Gerarda Depardieu, który postanowił uciec przed drastyczną kryzysową podwyżką podatków we Francji. Wymarzoną przystanią dla znanego aktora okazała się drewniana rezydencja, którą buduje w podmoskiewskiej miejscowości Biełyje Stołby. Prace przy niej nadzoruje Nikołaj Borodaczow, szef Gosfilmofonda - rosyjskich archiwów filmowych. W liście pokazanym przez rosyjską telewizję Depardieu podkreślił swą sympatię do Władimira Putina i nazwał Rosję "wielką demokracją". Wyjaśnił, że "uwielbia Rosję, jej pisarzy, historię oraz ludzi w Rosji". Paryscy komentatorzy podkreślają, że w Rosji Depardieu płacić będzie tylko 13-procentowy podatek dochodowy i to właśnie on był głównym celem jego kontrowersyjnego kroku.

Według nadsekwańskich mediów najbogatszy Francuz - sławny biznesmen Bernard Arnault - przeniósł już całą swoją fortunę do Belgii. Francuski minister ds. ożywienia gospodarczego Arnaud Montebourg wezwał bogacza, którego fortuna szacowana jest przez amerykańskie pismo "Forbes" na 32 miliardy euro, by powtórnie przemyślał decyzje narażająca wizerunek kraju na uszczerbek. Miliarder jest bowiem właścicielem największego na świecie koncernu produkującego wyroby luksusowe LVMH - który stal się synonimem paryskiej elegancji i wyrafinowania. W jego skład wchodzą m.in. tak sławne domy mody i zakłady kosmetyczne jak Christian Dior, Givenchy, Louis Vuitton, Guerlin, Kenzo, Celine i Fendi oraz najbardziej renomowane marki szampanów, m.in. Dom Prignon, Moet & Chandon, Mercier, Krug i prestiżowe firmy jubilerskie Chaumet i Bulgari. Miliarder zapewnił, że nie ucieka przed fiskusem - ale uważa, że w Belgii krezusi mają mniej problemów.