Kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder oficjalnie odebrał dziś klucze do swojej nowej siedziby. Kanclerski gmach ma kilkanaście tysięcy metrów kwadratowych powierzchni i jest przykładem bardzo nowoczesnej architektury. Schroeder jednak wyraźnie nie jest zadowolony z nowej siedziby.

Schroeder mówi, że nowy gmach kanclerski ma "zimną atmosferę" i jest zupełnie nie w stylu szefa niemieckiego rządu. Tę opinię można bez kłopotu zrozumieć, bo pomysłodawcą nowego budynku przy Bundestagu był poprzednik Schroedera – Helmut Kohl, który po przeprowadzce z Bonn do Berlina zapragnął reprezentacyjnego urzędu. Z jednego jednak kanclerz może się cieszyć – w nowym budynku do dyspozycji będzie miał ogromny ogród, po którym będzie mógł spacerować podejmując ważne dla Niemiec decyzje.

Decyzję o przeniesieniu siedziby parlamentu i rządu podjął niewielką większością głosów niemiecki Bundestag 20 czerwca 1991 roku. 338 deputowanych głosowało wówczas za Berlinem, zaś 320 parlamentarzystów opowiedziało się za pozostaniem w Bonn. Krytycy twierdzą, że niemiecki "Biały Dom" jest zbyt duży oraz że zbyt wiele kosztował. Minister transportu Kurt Bodewig przyznał w wywiadzie telewizyjnym, że budynek nazywany jest przez Berlińczyków ze względu na swój kształt "pralką Schroedera". Centralnym punktem długiego na 600 metrów kompleksu, usytuowanego w zakolu Sprewy, jest wysoka na 36 metrów konstrukcja w kształcie sześcianu, mieszcząca biuro Schroedera oraz salę posiedzeń rządu. Koszt budowy wyniósł 465 mln marek, przekraczając o 65 mln marek pierwotny kosztorys. Schroeder zamierza nie tylko pracować, lecz także mieszkać w nowym urzędzie.

foto EPA

12:15