Polskie banki nie są zagrożone utratą płynności, zatem interwencja Narodowego Banku Polskiego na rynku finansowym nie miałaby sensu - uważają eksperci, z ktorymi rozmawiał RMF FM.

Nie widać końca głębokiej przeceny akcji, wywołanej kryzysem na rynku kredytów hipotecznych w USA. Choć na Wall Street indeksy zamknęły się wczoraj na niewielkich plusach, potężne spadki na koniec sesji zanotowały dziś azjatyckie giełdy - największe w Tokio, bo niemal 5,5 procent.

Japońska giełda straciła mimo interwencji banku centralnego i strumienia 8 miliardów dolarów. Podobnie interweniował bank australijski, amerykański i francuski. Ale banki centralne interweniowały tylko tam, gdzie instytucjom finansowym zajrzało w oczy widmo bankructwa, bo udzieliły niepewnych kredytów hipotecznych.

Polskie spadki giełdowe są tylko odbiciem tego, co dzieje się na rynkach światowych. Analitycy przekonują, że spadek wartości złotego nie jest na razie na tyle istotny, żeby trzeba go ratować. Nasza waluta jest na tyle mocna, że nawet kilkunastogroszowe osłabienie nie będzie mieć negatywnego wpływu na polską gospodarkę.

Po porannych wzrostach warszawska giełda znów jest na minusie. Podobnie jest na parkietach Londynie i Paryżu. Nie bez znaczenia są w tym przypadku interwencje banków. Wczoraj giełda w Londynie zanotowała największy spadek od ponad czterech lat. Na Wyspach wyliczono, że fundusze emerytalne straciły na ostatnich zawirowaniach łącznie 27 mld funtów. Miesiąc temu świętowały, że po raz pierwszy od siedmiu lat wypracowały nadwyżkę - 12 miliardów funtów. Wczorajszy dzień zakończyły z 15-miliardowym deficytem.