Nie mam sobie nic do zarzucenia - mówi wicemarszałek sejmu Tomasz Nałecz o tym, że zarabiał pieniądze w Muzie, wydawnictwie kontrolowanym przez Włodzimierza Czarzastego, sekretarza KRRiT. Jako przewodniczący sejmowej komisji badającej aferę Rywina, Nałecz przesłuchiwał Czarzastego, z którym jak się okazuje łączą go interesy.

Marszałek Nalęcz trzy lata temu wydał w Muzie książkę pt. "Historia XX wieku". Informacji o tym fakcie nie znajdziemy jednak w sejmowym rejestrze korzyści. Dodatkowo Nałecz nie kryje, że dobrze zna od lat panów: sekretarza Czarzastego i prezesa telewizji publicznej Roberta Kwiatkowskiego.

I choć sam Nałęcz nie ma sobie nic do zarzucenia, to wiele zarzuca mu Marek Jurek, poseł PiS-u: Szczególnie dotyczy to osłaniania prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego i niedopuszczenia do ujawnienia politycznych powiązań kierownictwa Telewizji Polskiej, powiązań z SLD.

Bliska znajomość ze świadkami może być różnie oceniana, jednak fakt, że Nałęcz zataił fakt wydania książki w kontrolowanej przez Czarzastego Muzie, jest jednoznacznie potępiany. Jest rzeczą wysoce niewłaściwą, że to, kiedy wypłynęła sprawa Włodzimierza Czarzastego, kiedy wypłynęła sprawa wydawnictwa Muza, profesor Nałęcz o tym nie powiedział, że w jego wypadku może zachodzić pewna kolizja interesów - mówi Jurek.

Marszałek Nałęcz nie widział jednak powodów, by ujawnić ten fakt wcześniej. Moje kontakty autorskie z Muzą miały miejsce wtedy, kiedy jeszcze posłem nie byłem - broni się Nałęcz.

Honorarium autorskie za książkę wyniosło 5 tys zł. Marszałek otrzymał pieniądze w jednej racie w 2000 roku, później żadnych tantiem nie dostał – tak przynajmniej tłumaczy.

Foto: Archiwum RMF

20:30