Lokalny parlament Grenlandii zniósł obowiązujący od wielu dziesięcioleci zakaz eksploatacji olbrzymich bogactw mineralnych na tej należącej do Danii wyspie. Na wydobycie złóż rzadkich minerałów ostrzą już sobie zęby inwestorzy z całego świata, od Australii po Chiny. Minerały te są bowiem niezbędne do produkcji wielu urządzeń i elektroniki - od turbin wiatrowych, poprzez smartfony do samochodów hybrydowych.

Wraz z topnieniem pokrywy lodowej coraz większe połacie terytorium Grenlandii są dostępne dla przemysłu wydobywczego. Ponadto otwarcie nowych szlaków żeglugowych w rejonie Arktyki sprawia, że Grenlandia wyszła z wiekowej izolacji. Nie możemy żyć ze stale wzrastającym bezrobociem i coraz wyższymi kosztami utrzymania, ponieważ nasza gospodarka jest w stanie zastoju. Musimy skończyć z polityką zero tolerancji dla uranu - powiedział premier prowincjonalnego rządu Grenlandii Aleqa Hammond podczas debaty w parlamencie.

Władze poinformowały, że brytyjska firma London Mining otrzymała już pierwszą dużą koncesję na wydobycie rudy żelaza na terenie Grenlandii. Przy wydobyciu surowca mają być zatrudnieni mieszkańcy wyspy.

Plany eksploatacji złóż uranu skrytykowały już organizacje ekologiczne, które ostrzegły, że może to zagrozić środowisku naturalnemu Arktyki. Analitycy podkreślają, że problem ten może doprowadzić do konfliktu z Danią, która wciąż odpowiada za sprawy bezpieczeństwa i obrony Grenlandii. Prawdopodobnie wydobywanie uranu wymagałoby zgody parlamentu w Kopenhadze.

Ludność Grenlandii liczy zaledwie 57 tys. osób i składa się głównie z członków eskimoskiego plemienia Inuitów. Grenlandia, będącą największą wyspą na świecie, uzyskała prawa do samorządu w 2009 r. Większość miejscowych polityków deklaruje dążenie do pełnej autonomii, a w przyszłości nie wykluczają ogłoszenia niepodległości. Dochody z eksploatacji bogactw naturalnych pozwoliłyby Grenlandii jeszcze bardziej uniezależnić się od Danii.