Polscy ratownicy lecą z pomocą dla dotkniętych trzęsieniem ziemi Indii. Zabrali ze sobą ponad 3 tony lekarstw, 1000 koców i 150 łóżek. 12 strażaków zbuduje obóz namiotowy dla kilkuset osób. Razem z nimi wyruszy grupa trzech lekarzy.

Polska również pomoże

Ratownicy zajmą się pomocą medyczną dla poszkodowanych a także, jeśli tylko będzie to konieczne zajmą się poszukiwaniem zasypanych ludzi. Jeden z uczestników wyprawy, kapitan Jakub Zambrzycki, gość Krakowskiego Przedmieścia 27 podkreśla, że podczas poszukiwań wymagana jest bezwzględna cisza: "Jesteśmy w stanie zdyscyplinować otoczenie. Cisza jest niezbędna do pracy urządzeń, które bierzemy ze sobą. Przede wszystkim trzeba jak najściślej określić miejsce, w którym znajduje się osoba poszkodowana a następnie musimy zachować wszelkie środki ostrożności". Zambrzycki nie zaprzecza, że ratownicy odczuwają strach. "Boimy się, bo nie do końca wiemy, jak wygląda sytuacja" - powiedział. Zauważa jednak, że nasi ratownicy są doświadczeni i wiedzą, jak zachować się w takiej sytuacji. Strażacy są dobrej myśli, chcą nieść pomoc. Będzie to pierwszy raz, kiedy uczestniczą w akcji ratunkowej po tak wielkiej tragedii. W Indiach pozostaną do 10 lutego.

Pięć dni po trzęsieniu - ratownicy, którzy już są na miejscu toczą walkę z czasem o życie tych, którzy znaleźli się pod gruzami. Szanse na uratowanie kogokolwiek żywego maleją z godziny na godzinę. Jeden z brytyjskich specjalistów, pracujących w mieście Bhudż - nie wykluczył, że poszukiwania przerwane zostaną być może już jutro. "Bez wody nie można przeżyć dłużej niż pięć dni" - dodaje brytyjski ekspert. I pewnie dlatego polscy ratownicy, którzy wyruszają dziś do Indii, nastawiają się przede wszystkim na pomoc medyczną tym, którzy przeżyli piątkowe trzęsienie ziemi:

Jednak "nigdy nie można wykluczyć sytuacji, że nawet po kilku dniach takiej katastrofy znajdzie się ktoś żyjący w gruzach. W Turcji mieliśmy doświadczenia, że po tygodniu i dłuższym czasie wydobywano jeszcze żywe osoby" - tak twierdzą polscy ratownicy z Gdańska. Wczoraj w Józefowie pod Warszawą - odbyła się ostatnia odprawa. Na miejscu polscy ratownicy ustawią pole namiotowe, gdzie będą udzielać pomocy medycznej. Oprócz własnego sprzętu zabierają ze sobą dary przekazane przez Caritas Polska i PCK. Do Indii Polacy zawiozą namioty, śpiwory, koce i środki medyczne, po to by na miejscu udzielać kompleksowej pomocy ratowniczo-medycznej: "Będzie to punkt ambulatoryjny, mobilny i miasteczko namiotowe, które chcemy w ciągu tych 48 godzin przetransportować i zbudować na terenie Indii". Polscy ratownicy są dobrze przeszkoleni i mają duże doświadczenie: "Jest to prowadzenie 4-miesięcznej akcji na terenie Albanii i Kosowa, dwa trzęsienia ziemi w Turcji". Cała akcja ratownicza ma kosztować polski rząd około 140 tysięcy złotych. PCK wyłożył ponad 100 tysięcy złotych.

100 tysięcy może więcej

Piątkowe wstrząsy o sile dochodzącej do 8 stopni w skali Richtera zrównały z ziemią dwa miasta: Bhudż i Andżar. Ogromne zniszczenia powstały w największym z miast stanu Gudżarat - Ahmedabadzie. Według ostatnich danych - oficjalna liczba zabitych to prawie 6,5 tysiąca. Indyjski minister obrony George Fernandes wczoraj wyraził obawę, że liczba śmiertelnych ofiar trzęsienia może osiągnąć nawet 100 tysięcy. Podkreślał, że Bhudż miał 150 tysięcy mieszkańców, Andżar - prawie 80 tysięcy. Gudżarat jest po Maharasztrze - drugim najbardziej uprzemysłowionym stanem Indii. Straty spowodowane trzęsieniem mogą sięgnąć, według ocen miejscowych władz, ponad 5 miliardów dolarów. Tak czarnego scenariusza nie wyklucza minister obrony Indii George Fernandes. To pięciokrotnie więcej niż dotychczas szacowano. Fernandes podkreśla jednak, że ze względu na skalę zniszczeń wszystkie szacunki mogą być błędne. Niektóre miasta i wsie zostały całkowicie zrównane z ziemią. Wiele budynków, które wytrzymały piątkowe trzęsienie runęło w wyniku późniejszych wstrząsów wtórnych. LUdzie najbardziej boją się wstrząsów wtórnych ale także wybuchu epidemii przed którą przestrzegają władze. Do Indii napływa już pomoc z całego świata. Samolot z kilkunastoma tonami namiotów i kocami wysłał nawet odwieczny rywal Indii - Pakistan. Zaoferował swą pomoc od razu po katastrofalnym trzęsieniu. W zachodnioindyjskim stanie Gudżarat trwa palenie ciał ofiar kataklizmu. Miasta spowija chmura dymów, w wielu miejscach drzwi krematoriów topią się z powodu nieustającej pracy.

Władze pod obstrzałem

Tymczasem z coraz silniejszą krytyką spotykają się władze Indii. W powszechnej opinii, nie starają się one wystarczająco o pomoc międzynarodową dla Gudżarat. Od piątku przybywają tam ekipy ratowników i personel medyczny, przekazywane są też pieniądze, lekarstwa, namioty, koce i żywność, ale jest to kropla w morzu potrzeb. "Sczerze mówiąc, władze działają bez żadnego planu, stąd biorą się braki i opóźnienia" - powiedział rzecznik hinduskiej organizacji społecznej Prija. Ci, którzy przeżyli znaleźli się w opłakanej sytuacji po trzęsieniu, nie mają dachu nad głową i głodują. Trwa eksodus mieszkańców tej zniszczonej prowincji - uciekają oni głównie do wielkich miast - Bombaju, Kalkuty i New Delhi, licząc, że tam będzie łatwiej im przeżyć.

16:15