Dwaj byli menadżerowie WorldCom-u, drugiego pod względem wielkości koncernu telekomunikacyjnego w Stanach Zjednoczonych, który niedawno ogłosił bankructwo, zostali aresztowani. Zarzucono im fałszowanie danych finansowych firmy.

Kilka godzin później były dyrektor finansowy Scott D. Sullivan i były szef wewnętrznej kontroli firmy David F. Myers zostali wypuszczeni za kaucją. Według ich adwokata cała sprawa ma podtekst polityczny: Spodziewamy się, że dojdzie do procesu, podczas którego mocno będziemy odpierać te zarzuty. Czekamy na ten proces. Mamy nadzieję, że nie zostanie on skażony przez obecny klimat polityczny.

Z kolei według badającego sprawy tak zwanej przestępczości w białych kołnierzykach Martina Pollera, dla opinii publicznej ważne jest właśnie to, że menadżerowie WorldComu w ogóle trafili do sądu. Myślę, że chciwość korporacji wypełniła salę konferencyjną. Myślę, że, gdy ktoś pójdzie do więzienia, będzie to miało cudowny leczniczy efekt - mówi Poller.

Worldcom został uznany za bankruta, ale może się jeszcze odrodzić i jak twierdzi prezes John Sidgmore, potrwa to od 9 do 12 miesięcy. Opracowywany jest plan ratunkowy dla firmy, a wierzyciele zgodzili się poczekać na zaspokojenie swoich żądań jeszcze dwa miesiące. To optymistyczny wariant rozwoju sytuacji - pesymistyczny scenariusz może się spełnić, jeśli klienci Worldcomu przeniosą się do konkurencji, a niekorzystnym wyrokiem zakończy się pozew przeciwko firmie, skierowany przez komisję zarządzającą giełdą.

Foto: Archiwum RMF

09:15