Po raz drugi w ciągu niecałego tygodnia strajkują piloci niemieckich linii lotniczych Lufthansa. Piloci domagają się podwyżki płac o 30-35 procent, częściowo jako rekompensaty za zbyt niskie - ich zdaniem - podwyżki płac w pierwszej połowie lat 90., kiedy ograniczono budżet linii lotniczych.

Strajk rozpoczął się o północy i potrwa 24 godziny. Protest sprawił, że odwołanych lub mocno opóźnionych jest ponad tysiąc sto lotów. Pasażerowie są oburzeni: "To skandal, że robią coś takiego naszym kosztem. My płacimy a oni strajkują" – mówił jeden z klientów niemieckiego przewoźnika. Najgorzej jest na największym lotnisku Europy, we Frankfurcie. Piloci Lufthansy żądają trzydziestopięcioprocentowych podwyżek płac. W ubiegłym tygodniu zorganizowali pierwszy w siedemdziesięciopięcioletniej historii Lufthansy strajk generalny. Dziś przystąpili do drugiego takiego protestu. Bierze w nim udział prawie 4200 pilotów. Dyrekcja Lufthansy próbuje ratować się jak tylko może. W dzisiejszych gazetach pojawiły się informacje: „Mimo strajku, latamy maszynami naszych partnerów”. Loty nie zostały utrzymane jednak na wszystkich liniach. Partnerzy przewoźnika przewożą pasażerów z Berlina, Monachiun i Hamburga do Frankfurtu oraz na liniach międzykontynentalnych, do Ameryki i Azji. Na pozostałych trasach pasażerowie muszą czekać lub w przypadku połączeń krajowych skorzystać z usług kolei. A to robią niechętnie. Straty w związku z dzisiejszych protestem wyniosą 50 milionów marek.

Do związku zawodowego Cocpit, który zorganizował strajk, należy olbrzymia większość pilotów pracujących w Lufthansie. Po załamaniu się w środę

negocjacji płacowych, planują akcje strajkowe co tydzień. Piątkowy, 12-godzinny strajk spowodował odwołanie 75 procent rejsowych lotów i chaos na lotniskach.

Lufthansa, której zyski w pierwszym kwartale spadły o 94 proc. w stosunku do pierwszego kwartału 2000 r., zaproponowała podwyżkę w wysokości 10-16,7 procent.

foto EPA

11:10