Trwają rozmowy zarządu LOT-u i związków zawodowych. „Solidarność” twierdzi, że firma mogła w zeszłym roku stracić aż pół miliarda złotych. Winę ich zdaniem ponosi prezes, który nieudolnie zarządza firmą. Dlatego domagają się jego odwołania. Są też inne żądania.

Od kilku miesięcy związkowcy zwracają uwagę na liczną rzeszę zewnętrznych firm doradczych, na których usługi LOT wydaje kilkanaście milionów złotych rocznie. Wytykają też inne błędy w zarządzaniu, jak słynny już dwuletni kontrakt na paliwo podpisany w momencie, gdy ropa była dwukrotnie droższa niż obecnie.

Stefan Malczewski, szef „Solidarności” w LOT chciałby też, by odchodzącym firma zaproponowała jakieś formy szkoleń lub możliwość przekwalifikowania: My potrafimy zawierać kompromisy. Nie jesteśmy żądnym betonem związkowym. Można się z nami dogadać, tylko trzeba pokazywać nam sytuację rzeczywistą, a nie sytuacje wirtualną spółki.

Zarząd nic che komentować rozmów dopóki się toczą. Od września do grudnia z LOT odeszło 200 osób, teraz pracę może stracić nawet 250. To prawie 10 procent załogi.