PKB spadnie w Polsce w 2009 roku prawdopodobnie do około 4 proc., o ile kryzys na światowych rynkach nie będzie się przedłużał – mówią zgodnie ekonomiści. Rząd uspokaja: trzymamy rękę na pulsie.

Kryzys nie uderzy w nas tak mocno, jak w strefę euro czy USA, jednak nie jesteśmy zupełnie szczelni - powiedział główny ekonomista banku BPH Ryszard Petru. Jego zdaniem, kryzys może wpłynąć na polską gospodarkę poprzez wzrost kosztów kredytu, zagrożone inwestycje i słabszy eksport. Petru zrewidował swoją prognozę przyszłorocznego wzrostu PKB z 4,5 do 4 procent.

Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha uważa, że to, co dzieje się na rynkach finansowych, z pewnością będzie mieć również wpływ na polski rozwój gospodarczy. W wymianie gospodarczej potrzebny jest środek płatniczy, a przedsiębiorcy będą mieli utrudniony dostęp do kredytu - powiedział.

Już w momencie przyjmowania budżetu założono bardzo optymistyczny wariant wzrostu PKB - podkreślił Gwiazdowski. Jego zdaniem, dla resortu finansów priorytetem było ograniczenie deficytu budżetowego. W związku z tym resort założył wzrost "nie do końca odzwierciedlający rzeczywisty stan gospodarki", gwarantujący za to odpowiedni poziom wpływów podatkowych równoważących wydatki.

W środę prognozy wzrostu PKB m.in. dla Polski obniżył Bank Morgan Stanley. Zamiast dotychczasowych 4,6 proc., bank przewiduje 3,5 procentowy wzrost PKB. Rząd przewiduje, że inflacja w 2009 r. ukształtuje się na poziomie 2,9 proc., a PKB wyniesie 4,8 proc. Deficyt budżetu państwa ma wynieść 18,2 mld zł. W czwartek minister finansów Jacek Rostowski powiedział, że może okazać się konieczne obniżenie prognoz wzrostu gospodarczego w 2009 roku, ale "w tej chwili nie ma do tego przesłanek".