Zaskoczeni w środku sezonu narciarskiego właściciele ośrodków turystycznych i załamani eksporterzy. Szwajcaria również ma duży problem z decyzją swojego Banku Centralnego o uwolnieniu kursu franka.

Rekordy popularności bije komentarz szefa firmy Swatch, produkującej zegarki. Nick Hayek z czarnym  humorem podszedł do decyzji Thomasa Jordana, szefa prezesa szwajcarskiego Banku Centralnego SNB. Jordan to nie tylko nazwisko szefa SNB, ale też nazwa rzeki. I to, co SNB nam zrobiło, to jest jak tsunami na rzece. Tak dla przemysłu eksportowego jak dla turystyki i ostatecznie dla całej Szwajcarii - powiedział Hayek.

Wśród pierwszych poszkodowanych jest firma z Frutigen produkująca systemy hydrauliczne. Jej założyciel Hansruedi Wandfluh w piątkowym wydaniu gazety "Blick" stwierdził, że kilka godzin po uwolnieniu kursu franka stracił dwa zagraniczne kontrakty warte ponad 200 tysięcy franków (według wyższego już kursu szwajcarskiej waluty to prawie milion złotych). Wandfluh zastanawia się też czy nie zrezygnować z planowanej na ten rok rozbudowy zakładu, która miała zwiększyć o połowę możliwości produkcyjne firmy.

Nie ma "dutków"

Fatalne nastroje też w Alpach, bo właściciele restauracji, hoteli i całej narciarskiej infrastruktury z miejsca odczuli reakcje klientów, którzy zaczęli wydawać mniej (jeśli już są na stokach) i odwoływać rezerwacje (jeśli wyjazd do Szwajcarii był dopiero w planach). Turyści w tym alpejskim kraju mają dodatkowy problem, bo bankomaty kilku helweckich banków przestały wydawać euro. W sklepach też nie można już często zapłacić europejską walutą, bo przedsiębiorcy nie wiedzą jaki jest aktualny kurs.

Szwajcaria stała się wyjątkowo nieatrakcyjna - mówią przedstawiciele związków pracodawców, dodając, że możliwe jest zwalnianie pracowników.