Gibraltar głośnym krzykiem reaguje na doniesienia, że Hiszpania i Wielka Brytania bliskie są porozumienia w sprawie przyszłości cypla na Półwyspie Iberyjskim. By uniknąć ewentualnych zamieszek Hiszpania wzmocniła swą obecność wojskową w regionie.

Burzę wywołały słowa szefa brytyjskiej dyplomacji Jacka Straw wypowiedziane wczoraj w parlamencie w Londynie:

Po dwunastu miesiącach negocjacji doszliśmy do ogólnego porozumienia, że Wielka Brytania i Hiszpania powinny mieć wspólne zwierzchnictwo nad Gibraltarem.

Hiszpańskie władze oświadczenie to przyjęły z zadowoleniem, podkreślając, że Londyn po raz pierwszy poważnie podszedł do kwestii przyszłości Gibraltaru. Hiszpanie mają nadzieję na dalsze, bardziej szczegółowe rozmowy.

Znacznie bardziej gwałtowne reakcje oświadczenie Jacka Straw wywołało na samym Gibraltarze. Lider tamtejszej opozycji Joe Bossano przyznał, że było to ogromne zaskoczenie, gdyż ostatnie wypowiedzi polityków nie wskazywały na możliwość osiągnięcia jakiegokolwiek porozumienia, wręcz przeciwnie:

Propozycja, do której stara się przekonywać brytyjski rząd jest absolutnie nie do zaakceptowania. Nie dopuścimy do wcielenia tego porozumienia w życie.

A to właśnie do mieszkańców Gibraltaru należeć ma ostatnie słowo, co do przyszłości cypla. Mają oni głosować w referendum. Premier Gibraltaru stawia sprawę jasno - większa jest szansa na to, że piekło zamarznie niż że kiedykolwiek zagłosujemy za wspólnym zwierzchnictwem z Hiszpanią.

rys. RMF

09:50