"Ulga na start" miała ułatwić Polakom życie. Ale zamiast rewolucji, jest koszmarny bubel! "Ulga na start" zakłada, że osoby otwierające firmy przez pół roku nie muszą płacić składek ZUS. Reformę, która już obowiązuje, przygotował resort rozwoju jeszcze gdy na jego czele stał Mateusz Morawiecki.

"Ulga na start" miała ułatwić Polakom życie. Ale zamiast rewolucji, jest koszmarny bubel! "Ulga na start" zakłada, że osoby otwierające firmy przez pół roku nie muszą płacić składek ZUS. Reformę, która już obowiązuje, przygotował resort rozwoju jeszcze gdy na jego czele stał Mateusz Morawiecki.
/Archiwum RMF FM

Ale okazuje się, że w świetle tych przepisów, osoba która korzysta z ulgi, przedsiębiorcą nie jest, bo nie płaci składek ZUS - pisze "Fakt".

Efekt jest taki, że to kontrahenci muszą za takie osoby płacić składki od wynagrodzenia wskazanego na fakturze! Na problem zwrócił uwagę serwis Niebezpiecznik.pl, powołując się na informacje Stowarzyszenia Współpracujących Biur Rachunkowych.

Potwierdza to Zakład Ubezpieczeń Społecznych.

Osoby, które m.in. korzystają z "Ulgi na start", nie posiadają tytułu do ubezpieczeń społecznych. Zatem wykonując umowę o świadczenie usług, muszą być za nich opłacane składki na obowiązkowe ubezpieczenia społeczne (również zdrowotne) na takich samych zasadach, jak za każdego innego zleceniobiorcę - mówi Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ZUS.

Jak ustalił "Fakt", już trwają prace nad zmianą interpretacji tych przepisów.

(j.)