Ponad 738 mld 361 mln zł - tyle teraz pokazuje zegar długu publicznego uruchomiony miesiąc temu w centrum Warszawy przez profesora Leszka Balcerowicza. W przeliczeniu na jednego Polaka dług publiczny wynosi 19 383 złote.

Na koniec roku będziemy mieli już okrągłe 750 miliardów złotych. Trzeba mieć tylko nadzieję, że ten dług da się utrzymać pod kontrolą.

Rządowi brakuje jednak pomysłów na walkę z długiem publicznym. Teraz walka z rosnącym długiem to według niego podnoszenie VAT-u i akcyzy. Jest także tak zwana reguła wydatkowa, która ma ograniczyć wzrost wydatków. Państwo bierze też pożyczki z tańszych instytucji finansowych zamiast z banków.

I to tyle. Brakuje czegoś, co naprawdę zmniejszyłoby wydatki. Ministerstwo postarało się zrobić dużo, żeby jak najmniej stracić w nadchodzących wyborach - komentuje ekonomista Rafał Benecki. Dlatego mamy festiwal księgowego obniżania długu, np. walkę o inną metodę liczenia długu, o co bijemy się w Brukseli, czy przenoszenie części wydatków poza nawias budżetu państwa.

Rząd wydaje coraz więcej, a tym samym potrzebuje coraz więcej naszych pieniędzy. Nie mając własnych pieniędzy zabiera je w ten czy inny sposób z kieszeni obywateli - dodaje Andrzej Sadowski z Centrum imienia Adama Smitha

Oto kilka przykładów - zlikwidowano znaczki skarbowe, ale wzrosły inne urzędowe opłaty. Zniesiono podatek od psa, ale w jego miejsce dano gminom możliwość wprowadzenia fakultatywnej opłaty za posiadanie takiego zwierzęcia. Rząd jedną ręka daje, a drugą coraz więcej nam zabiera, bo ciągle nie potrafi oszczędzać.

A zadłużenie, ponad 738 mld zł, będziemy jednak musieli spłacić wszyscy - płacąc wyższe podatki, albo później przechodząc na emeryturę.

Agnieszka Witkowicz