Sojusz Lewicy Demokratycznej chce rządzić sam, bez żadnych świadków. Do tego sprowadzają się szeroko dyskutowane w ostatnich dniach zmiany w przepisach zaproponowane przez posłów SLD. Wprawdzie zmiany zapisali w projektach ustaw, nad którymi pracuje Sejm tylko dwaj posłowie Sojuszu, ale nieoficjalnie wiadomo, że to pomysł całego rządu.

Chodzi po pierwsze o zawieszenie obowiązywania ustawy o służbie cywilnej, co pozwoli rządzącym wprowadzać do urzędów swoich ludzi, bez wymaganych dzisiaj prawem kwalifikacji. I po drugie o wykluczenie z posiedzeń rządu szefów Narodowego Banku Polskiego oraz Najwyższej Izby Kontroli. Obie poprawki wywołały oburzenie opozycji, a także kierownictw NIK i NBP. Nie wiadomo, czy ludowcy poprą propozycję posłów SLD. PSL sam chyba nie bardzo wie, jak ma się zachować. Po raz kolejny ugrupowanie znalazło się w bardzo niezręcznej sytuacji – między przysłowiowym młotem, a kowadłem. „Decyzję podejmiemy na posiedzeniu klubu parlamentarnego tuż przed głosowaniem.” – wykręcał się od odpowiedzi Zbigniew Kuźmiuk. Część opozycji, czyli Prawo i Sprawiedliwość, uważa, że kontrowersyjne poprawki w ogóle nie powinny być przegłosowywane. PiS złożył już w tej sprawie wniosek do marszałka Sejmu. Ludwik Dorn uważa wręcz, że sami wnioskodawcy zrezygnują ze swoich pomysłów, tak by SLD wyszedł z twarzą z tej niezręcznej dla siebie sytuacji. Wśród posłów opozycji przeważa opinia, że o ile wykluczenie przedstawicieli NBP i NIK z posiedzeń rządu kłóci się z dobrą 12-letnią tradycją III RP i pokazuje, że rząd chce rządzić bez świadków, to praktyczne zawieszenie ustawy o służbie cywilnej jest już o wiele groźniejsze. Jan Maria Rokita z Platformy Obywatelskiej nazywa to zamachem na profesjonalną administrację, a nawet państwo.

Foto: Archiwum RMF

15:30