Czy Stany Zjednoczone są przygotowane do odparcia ewentualnego kolejnego ataku terrorystycznego? To pytanie zadawane jest niemal codziennie od 11 września zeszłego roku. Ostatnio jednak nabrało ono szczególnego znaczenia po tym, jak okazało się, że samoloty myśliwskie nie byłyby w stanie zatrzymać awionetki, która naruszyła wczoraj zastrzeżoną przestrzeń powietrzną wokół Białego Domu, gdyby jej pilot miał zamiar dokonać zamachu.

Wydaje się, że nie zawinił nikt poza pilotem awionetki. Kontrola lotów zawiadomiła służby bezpieczeństwa Białego Domu i dowództwo obrony powietrznej. Wydano natychmiast rozkaz startu myśliwców z pobliskiej bazy i samoloty wystartowały w ciągu przepisowych 15 minut. W tym czasie jednak awionetka minęła już Biały Dom.

Wygląda więc na to, że przyjęte dla ochrony siedziby prezydenta przepisy są niewystarczające i trzeba albo rozszerzyć znacznie strefę zakazaną, albo przywrócić stałe, 24-godzinne patrole myśliwców nad Waszyngtonem. Ustalenie winy w innym przypadku naruszenia bezpieczeństwa kraju zajmie się tymczasem departament sprawiedliwości.

Chodzi o przeciek do mediów informacji o przechwyceniu 10 września przez agencje bezpieczeństwa narodowego dwóch komunikatów. Prawdopodobnie w rozmowach telefonicznych między Afganistanem a Arabią Saudyjską. Jutro wybije godzina zero i mecz rozpoczyna się jutro - to zdania, które przetłumaczono z arabskiego dopiero 12 września.

Czy ich zauważenie mogło zapobiec tragedii trudno ocenić. Biały Dom wyraził dziś jednak oburzenie faktem, że informacja, która pojawiła się na tajnym posiedzeniu komisji wywiadu Kongresu przedostała się do mediów. Śledztwo wyjaśni jak to się stało.

22:55