Po wczorajszej rezygnacji adwokatów generała, oskarżonego o kierowanie masakrą robotników na Wybrzeżu w grudniu 70 roku, oskarżony poprosił o obrońcę z urzędu. Do czasu jego wyznaczenia, warszawski Sąd Okręgowy zobowiązał dotychczasowych adwokatów do obrony Jaruzelskiego.

Jeśli mecenas Witold Rozwens i mecenas Kazimierz Łojewski nie pojawią się dzisiaj w sądzie, proces nie będzie mógł się zacząć. Dlaczego adwokaci Jaruzelskiego zrezygnowali? Powodów jest kilka: po pierwsze sąd odrzucił ich wnioski o zwrot sprawy do prokuratury. Po wtóre, mecenas Rozwens twierdzi, że stał się ofiarą brutalnej nagonki mediów. Przypomniano sprawę sprzed 30 lat, kiedy Rozwens przypadkowo zastrzelił na polowaniu małe dziecko. Rezygnacja obrońców pokrzyżowała plany warszawskiego sądu i - rzecz jasna - prokuratora. „Zaskoczyli nas panowie” – mówił sędzia Wachowski, gdy obaj adwokaci Wojciecha Jaruzelskiego zrezygnowali z jego obrony. „Podchodzę do tego z pełnym zrozumieniem” – mówił sam Jaruzelski. Jednocześnie niegodziwym nazwał oskarżanie o to, że on i jego obrońcy grają na zwłokę. „Jestem zainteresowany by ten proces się odbył, bo przecież wyrok w sensie medialnym już został wydany” – mówił Jaruzelski. "O mnie, o moich kolegach tutaj siedzących z nazwiska mówi się, że kierowali masakrą, kazali strzelać do robotników. Bez żadnego dowodu na to, bez zakończenia tej sprawy" – mówił generał. Jego obrońcy mogą się zwrócić o ponowne rozpatrzenie ich wniosku. Nie odpowiedzieli na żadne pytanie wychodząc z sali, ale także nie przyjmowali zarzutów o przewlekanie sprawy. Jaruzelskimu i pozostałym oficjelom PRL stawia się zarzut sprawstwa kierowniczego w masakrze stoczniowców. Grozi im nawet dożywocie. Wyznaczenie nowego obrońcy i zapoznanie się przez niego z dwustoma tomami akt może trwać miesiącami. W ten sposób proces znów zostałby opóźniony. Posiedzenie sądu wyznaczono na dzisiaj na godzinę 10. W warszawskim Sądzie Okręgowym był wczoraj nasz reporter Piotr Salak, który tłumaczy m.in. dlaczego obrońcy generała Jaruzelskiego zrezygnowali:

Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 roku zginęły co najmniej 44 osoby. Decyzję o użyciu broni wydał nieżyjący już szef PZPR Władysław Gomułka - tak twierdzi 78-letni Wojciech Jaruzelski (ówczesny szef MON). W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 roku.

07:30