Spór o publiczną telewizję w Czechach to wewnętrzna sprawa tego kraju - oświadczyła w czwartek Komisja Europejska. Czeski minister kultury zapowiedział wniesienie sprawy do sądu przeciwko Irziemu Hodaczowi, a sam Hodacz... trafił do szpitala.

Dramatycznie rozwija się sytuacja w konflikcie wokół czeskiej telewizji publicznej. Czeski minister kultury zapowiedział w czwartek wniesienie do sądu sprawy przeciwko nowemu dyrektorowi generalnemu Irziemu Hodaczowi, o popełnienie wykroczenia. Czeski minister kultury miał przedstawić telewidzom szczegóły nowego, bardziej demokratycznego sposobu powoływania Rady do spraw Radia i Telewizji oraz mianowania i odwoływania szefów tych publicznych instytucji. Jednak dyrektor generalny telewizji Hodacz przerwał nadawanie programu. W odpowiedzi minister oświadczył, że jest to niebezpieczne bezprawie. Skoro Hodacz może uniemożliwić występ przed kamerami ministra kultury, to mógłby to samo zrobić w odniesieniu do każdego innego ministra - na przykład ministra obrony w sytuacji zagrożenia kraju i zapowiedział wniesienie sprawy do sądu o popełnienie przestępstwa. Po oświadczeniu ministra kultury Hodacz trafił do szpitala, gdzie przebywa na oddziale intensywnej terapii jednego ze szpitali w Pradze. Według informacji jego zwolenników, Jirzi Hodacz jest skrajnie wyczerpany i przeszedł atak serca. Na razie lekarze nie potwierdzili tych doniesień. Nowo mianowani przez Hodacza członkowie ścisłego kierownictwa czeskiej telewizji publicznej, szefowie działów: programu, kadr, techniki i finansów, ogłosili, że gotowi są złożyć dymisję. Wyjątkowy stan legislacyjny, który ogłosił przewodniczący parlamentu ma umożliwić szybkie rozpatrzenie i przyjęcie rządowego projektu naprawy telewizji, w tym odwołania obecnej, społecznej Rady do spraw Radia i Telewizji i powołania nowej. Projekt ustawy o bardziej demokratycznym sposobie powoływania tej rady, a także mianowania i odwoływania szefów publicznego radia i telewizji opracował rząd Milosza Zemana. Aby nabrał mocy ustawy projekt musi zatwierdzić parlament na nadzwyczajnym posiedzeniu, które ma się rozpocząć jutro. Czesi obok Hodacza i jego ludzi, Radę do spraw Radia i Telewizji, obciążają odpowiedzialnością za wydarzenia ostatnich dwóch tygodni.

W środę 100 tysięcy prażan manifestowało poparcie dla pracowników telewizji publicznej, którzy od dwóch tygodni protestują przeciwko nowemu dyrektorowi tej instytucji. Ci, którzy przyszli na plac Wacława w Pradze, usłyszeli obietnicę, że ludzie, którzy chcieli manipulować telewizją, w ciągu tygodnia zostaną odwołani. Tak wielkiej demonstracji nie było w Pradze od "aksamitnej rewolucji". Już sam ten fakt świadczy o powadze sytuacji. Na transparentach widniały hasła: "Żądamy wolności słowa", "Ostrzegamy przed manipulacjami władzy". Podobne, chociaż nie tak liczne manifestacje odbyły się przed ośrodkami telewizji w Ostrawie i Brnie. Prezydent Havel ze względu na napiętą sytuację nie wyjechał na planowany od dawna urlop. Konfederacja czesko-morawskich związków zawodowych w pełni poparła strajkujących. Protestem w publicznej telewizji zainteresowała się Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy, która nazwała wydarzenia w Czechach "próbą prawdy i demokracji". Szef Federacji Aidan White zaapelował do przewodniczącego Komisji Europejskiej Romano Prodiego, by bacznie obserwował rozwój sytuacji w kraju, który ma być przyszłym członkiem Wspólnoty Europejskiej. "Czeski film telewizyjny" trwa od świąt Bożego Narodzenia, kiedy Rada Czeskiej Telewizji odwołała poprzedniego dyrektora generalnego Duszana Chmeliczka i pośpiesznie mianowała na jego miejsce Irziego Hodacza, związanego z prawicową Obywatelską Partią Demokratyczną byłego premiera Vaclava Klausa. Zdaniem oponentów Hodacza zagraża to niezależności telewizji publicznej.

foto RMF FM

08:00