Najpóźniej do rana Bundestag musi zgodzić się na wydanie z niemieckiej kasy kolejnych pieniędzy na ratowanie Grecji. Pojutrze ze stanowiskiem swojego parlamentu przystępi do kolejnych rozmów eurolandu kanclerz Angela Merkel. Posłowie skarżą się jednak, że rząd nie informuje ich precyzyjnie o swoich planach.

Posłowie Bundestagu narzekają, że niewiele wiedzą. Negocjacje w Brukseli - z punktu widzenia Berlina - wyglądają jak "chodzenie w miejscu" i nie wiadomo, czy Niemcy nie będą musieli wydać większych pieniędzy na Grecję, niż było to dotąd planowane. Odkąd Trybunał Konstytucyjny wskazał, że kanclerz ani członkowie rządu nie mogą decydować o zwiększaniu wydatków bez zgody Bundestagu, komisja budżetowa parlamentu ma wgląd w projekty antykryzysowych działań rządu. Jeszcze dziś wieczorem komisja ma poznać plany gabinetu Merkel, ale ich zaakceptowanie nie jest takie pewne.

Na domiar złego okazało się, że niemieckie firmy ubezpieczeniowe obawiają się zainfekowania wirusem, który trapi banki. Branża ponad połowę swoich środków lokuje właśnie tam. Jeśli więc banki zostaną zmuszone do uczestniczenia w ratowaniu outsiderów Europy pociągną za sobą ubezpieczycieli. Ta informacja dodatkowo zmroziła niemieckich polityków zajmujących się europejskim kryzysem.