Marek Belka szuka chętnych do poparcia swego gabinetu, na razie wśród - najbliższych ideowo - liderów SLD. Rozmawiał już z Janikiem, Millerem, a także z prezydentem Kwaśniewskim. Trudno jednak dopatrzyć się jakiegoś ożywczego pomysłu. Wygląda na to, że go nie ma.

Belka jak ognia unikał jasnych deklaracji – jak to określił – blankietowania. Na pytanie czy w zamian za zdobycie stabilnej sejmowej większości dopuszcza ustępstwa w planie Hausnera odpowiadał długo i mętnie: Nie pytajcie mnie o to, jak złagodzić plan Hausnera. Pytajcie o to raczej, jak wykorzystać owoce z jego wprowadzenia.

Belka cały czas usilnie starał się też przekonywać, że głęboko wierzy w powodzenie zleconego mu zadania: Gdybym nie wierzył, to bym się tego nie podejmował. Jest taki stary dowcip, że jak się nie wykupi losu, nie ma szans wygrać na loterii. Ale to nie chodzi o loterię tak naprawdę i wszyscy to doskonale wiemy. Niestety, na razie wygląda to jednak jak loteria.

Wczoraj rano pojawiła się plotka, że Marek Belka rozpocznie konsultacje i będzie podejmował gości już na Okęciu - w saloniku dla VIP-ów. Na pierwszy ogień poszedł Krzysztof Janik. Kiedy jednak obaj panowie zobaczyli rząd kamer i obiektywów, czym prędzej odjechali z lotniska.

O czym rozmawiali w cztery oczy? Rozmawiali o możliwościach przeprowadzenia tego wariantu z całą pewnością. My z Krzysztofem Janikiem to też oceniamy i analizujemy, liczymy też głosy. To jest normalne, ale też na pewno o programie i modyfikacji programu - rąbka tajemnicy uchylał Józef Oleksy, który jak wiadomo, też ma apetyt na urząd premiera.