Amerykańskie oddziały uwolniły cześć żołnierzy z tureckich sił specjalnych, których zatrzymano wczoraj w Sulajmanii w północnym Iraku. Poinformował o tym premier Turcji Tayyip Erdogan. Jednak burza na linii Ankara - Waszyngton trwa.

W jednym z wcześniejszych wywiadów telewizyjnych Erdogan oświadczył: W całej tej sprawie nie ma żadnego elementu, z którym moglibyśmy się pogodzić lub choćby ocenić go w miarę pozytywnie. To bardzo niemiły incydent, coś co nigdy nie powinno się zdarzyć. To nie jest właściwy sposób traktowania przez Amerykanów swego politycznego sojusznika.

Jednak w przypadku Iraku Turcja nie była i nie jest łatwym partnerem dla Stanów Zjednoczonych. Tuż przed rozpoczęciem wojny z reżimem Saddama Husajna parlament w Ankarze nie zgodził się na wpuszczenie do kraju dwóch amerykańskich dywizji, które miałyby utworzyć północny front w Iraku.

W irackim Kurdystanie stacjonuje kilkanaście tysięcy tureckich żołnierzy, którzy pilnują, aby nie doszło do powstania niepodległego państwa kurdyjskiego, bo wtedy mogłoby dojść do rebelii w południowo-wschodniej Turcji, również zdominowanej przez Kurdów.

Według tureckiego dziennika "Hurriyet" wczoraj po południu około stu amerykańskich żołnierzy weszło do tureckich koszar w Sulajmanii, po czym aresztowało trzech oficerów i ośmiu członków sił specjalnych. Zdaniem gazety, Amerykanie oskarżyli Turków o przygotowywanie zamachu na kurdyjskiego gubernatora okręgu Kirkuk.

23:15