Pracownicy PZU obdarowani darmowymi akcjami zarobią krocie na majowym debiucie spółki na giełdzie - zauważa "Gazeta Wyborcza". Według niej, to kolejna wielka firma, której akcje pracownicze to żyła złota. Za dziesięć lat trzymania akcji PZU można będzie zarobić blisko pół miliona złotych.

Po prywatyzacji PZU w 1999 r. ponad 19-tysięczna załoga ubezpieczyciela dostała prawo do bezpłatnego objęcia 14,9 proc. akcji. PZU nie trafiło wtedy na giełdę, bo zaraz po prywatyzacji rozgorzał konflikt między skarbem państwa i Eureko, jednym z głównych akcjonariuszy ubezpieczeniowej firmy. W jego cieniu kwitł pozagiełdowy handel akcjami pracowniczymi.

Moi przyjaciele sprzedawali akcje. Starczyło im na telewizor, jakieś meble, używane auto. Dziś wychodzą na frajerów - mówi "GW" były pracownik PZU. Dziesięć lat przetrzymał tysiąc akcji, robiąc na tym interes życia. Aż sześć razy inkasował dywidendy, w sumie na tysiąc akcji wypadło 178 tys. zł minus podatek.

W ofercie publicznej akcja PZU będzie kosztować minimum 292 zł, bo Eureko zagwarantowało sobie w ugodzie, że poniżej tej wyceny może nie zgodzić się na ofertę publiczną. To kolejne 292 tys. zł za tysiąc akcji. W sumie nagroda za dziesięć lat trzymania akcji PZU to blisko pół miliona złotych - czytamy na łamach piątkowej "Gazety Wyborczej".