W Moskwie pierwszy raz w historii odbywa się wystawa sfałszowanych obrazów rosyjskich mistrzów pędzla. Prywatni kolekcjonerzy zainwestowali w nie miliony dolarów. Kupowali głównie w latach 90. Wśród obrazów są kopie dzieł Ajwazowskiego, Kustodijewa, czy Roericha. Wystawę zatytułowano "Arcydzieła fałszerstw".

Założyciel muzeum "Dom Ikony" i były menedżer "Transniefti" Igor Woziakow chciał zorganizować wystawę najbardziej znanych rosyjskich artystów końca XIX wieku. Wśród wystawionych prac miało być kilkanaście obrazów z jego prywatnej kolekcji. Woziakow poprosił, by eksperci ponownie zbadali jego obrazy i usłyszał, że ma jedynie doskonałe kopie. Ci sami eksperci w latach 90. twierdzili, że to oryginały.

Nadzieżda Gubina z "Domu Ikony" przekonuje, że mimo wszystko to także dzieła sztuki. I płótno i podpisy odpowiadają czasom, kiedy te obrazy miały powstać. Te fałszywki wykonano wtedy albo obecnie, ale za to z wielka klasą - mówi. Woziakow nie daje za wygraną i chociaż zaprezentował "swoje kopie", chce sądownie ścigać tych, którzy sprzedali mu obrazy. Szacuje, że stracił co najmniej 10 milionów dolarów. Eksperci nie mają sobie nic do zarzucenia. Twierdzą, że zmieniły się technologie i teraz znacznie łatwiej ujawnić fałszywe dzieła sztuki.

Według szacunków specjalistów, to wierzchołek góry lodowej, bo tylko obrazów Ajwazowskiego jest tyle, że artysta pracując codziennie przez całe życie nie zdołałby ich namalować. Jednak prywatni kolekcjonerzy, którzy stracili wielkie pieniądze, nie lubią przyznawać się do porażek i do tego, że dali się wystrychnąć na dudka.

Aleksandr Czwała, dyrektor Naukowo-Badawczego Centrum Niezależnej Ekspertyzy im. Trietiakowa twierdzi nawet, że zaledwie 25 procent rosyjskich obrazów z końca XIX wieku zgromadzonych w prywatnych kolekcjach to dzieła autentyczne.