Pewien aparat do robienia zdjęć pod wodą pokonał 250 km na dnie morza. Po dwóch i pól roku fale wyrzuciły go na brzeg. Aparat znaleźli uczniowie pewnej szkoły na Tajwanie, którzy wraz z nauczycielem zbierali na plaży śmieci. Okazało się, że aparat wciąż działa. Za namową nauczyciela i dzięki jego pomocy chłopcy odnaleźli jego właścicielkę… w Japonii.

O niesamowitym szczęściu może mówić pewna studentka z Japonii, który dwa i pół roku temu zgubiła podczas nurkowania aparat fotograficzny. Morze wyrzuciło porośnięty muszelkami wodoszczelny aparat na Tajwanie.

Na plaży znaleźli go chłopcy i pokazali swojemu nauczycielowi. Okazało się, że aparat ma wciąż działająca baterię i jest w świetnym stanie. Można więc było bez problemu przejrzeć zrobione nim zdjęcia. Były wśród nich fotki zrobione w Japonii oraz wiele zrobionych pod wodą podczas nurkowania. 

Nauczyciel opublikował zdjęcia na Facebooku wraz z napisanym po japońsku apelem o pomoc w odnalezieniu właściciela. I udało się. W ciągu 12 godzin zgłosiła się do niego właścicielka.

Serina Tsubakhara napisała, że upuściła aparat podczas nurkowania u wybrzeża Ishigaki, 250 km od Tajwanu. Miało do tego dojść 25 września 2015 roku.

Mojemu koledze skończył się tlen i ruszyłam mu na ratunek. Wtedy aparat wypadł mi z ręki - powiedziała Japonka w rozmowie z BBC. Przyznała, że pogodziła się już ze stratą.

Kobieta jest zachwycona faktem, że może odzyskać pamiątkowe zdjęcia. Już planuje na czerwiec podróż na Tajwan, by spotkać się z chłopcami, którzy znaleźli należący do niej aparat.

Jestem szczęściarą, mam cudowną okazję poznać tak życzliwych ludzi - powiedziała. 

(j.)