9 lat, 2 miesiące i 17 dni szedł list z Sycylii na Sardynię. We Włoszech uznano to za rekord, biorąc pod uwagę fakt, że przesyłka była priorytetowa.

Gdyby list z sycylijskiego miasta Agrigento zabrał do Oristano na Sardynii gołąb pocztowy, dostarczyłby go w parę dni. Nadawca wybrał jednak bardziej konwencjonalny sposób, nadał list na poczcie 6 lipca 2005 roku, i jak widać... źle wybrał. Za szybką przesyłkę zapłacił 60 centów i był przekonany, że dotrze na drugą włoską wyspę następnego dnia.

Można sobie wyobrazić minę starszego mieszkańca Oristano, który w swojej skrzynce znalazł list priorytetowy wysłany ponad 9 lat temu. W środku było zaproszenie, na które wtedy bardzo niecierpliwie i bezowocnie czekał.

Pocieszeniem dla niego może być jedynie to, że jak się przekonał, na włoskiej poczcie nic nie ginie. Co więcej, adresat nie powinien narzekać: koperta była jak nowa, nie widać na niej śladów zniszczeń czy upływającego czasu. Brakuje tylko stempla pocztowego z Oristano. Nie wiadomo więc, gdzie zaginął list i kiedy przepłynął morze.

"Koniec z listami powolnymi jak ślimaki" - to hasło włoskiej poczty, ogłaszającej w 1999 roku wprowadzenie usług priorytetowych, przypomniano obecnie w związku z tym rekordem. Włosi uważali ją wówczas za spełnienie marzeń; obiecywano, że wszystkie wysłane tą drogą listy na terenie Włoch będą docierać do adresata następnego dnia. Trudno w to nie wierzyć, skoro prom łączący obie wyspy płynie najwyżej pół dnia.

(acz)