To miała być najnowocześniejsza na świecie pochodnia olimpijska o kształcie skrzydła ognistego ptaka z rosyjskich baśni. Mimo to olimpijski ogień w Moskwie zgasł już trzykrotnie, a według niektórych źródeł nawet cztery razy. To wstyd na cały świat - komentują rosyjscy internauci.

Na olimpijskie pochodnie, które miały zadziwić cały świat, wydano prawie 7 milionów dolarów. Ich producenci z zakładów Krasmasz zapewniali, że nie zgasną nawet pod wodą i w kosmosie, że nie jest groźny im silny wiatr i mróz.

Podobnie przechwalał się przewodniczący komitetu organizacyjnego olimpiady Dmitrij Czernyszenko zapewniając, że pochodnia przeszła "test wytrzymałości".

Jednak "supernowoczesne" gasną podczas sztafety na ulicach Moskwy.

O gasnących pochodniach nie wspominają kontrolowane przez Kreml media, ale w internecie roi się od żartów i kpin, a obserwujący sztafetę olimpijską Rosjanie zamieszczają w sieci filmiki dokumentujące kłopoty z olimpijskim ogniem. 

Problemów może być więcej, bo Rosjanie zaplanowali, że olimpijski ogień przemierzy praktycznie całą Rosję. Trasa liczy w sumie 65 tysięcy kilometrów, do Soczi gdzie odbędą się zimowe igrzyska olimpijski ogień ma dotrzeć 7 lutego 2014 roku.

Równocześnie pojawił się przedsiębiorczy uczeń z Władymira, 15-letni Timur Riachimzjanow, który próbuje zarobić na olimpijskim ogniu. Timur 16 października będzie w swoim mieście biegł w sztafecie olimpijskiej i już teraz wystawił na aukcji olimpijską pochodnię. Liczy na 30 tysięcy dolarów, chociaż na razie zaoferowano mu dziesięciokrotnie mniej.

Każdy uczestnik sztafety może po przekazaniu olimpijskiego ognia następcy, odkupić za 13000 rubli, czyli równowartość około 130 złotych, olimpijską pochodnię i młody człowiek postanowił nie stracić takiej okazji i zarobić.