W całej Polsce w większych miastach działają firmy wynajmujące babcie. To one opiekują się dziećmi, pocieszają je, pilnują, żeby odrobiły lekcje, wychodzą z nimi na sanki, smażą dla nich naleśniki… Usłudze towarzyszy jedno założenie: to właśnie starsza pani będzie mieć najwięcej cierpliwości i serca do dziecka. Godzina pracy babci na telefon to zwykle od 10 do 30 złotych. Wiele starszych kobiet ogłasza się też indywidualnie na forach internetowych. „Najtrudniej jest zawsze na początku, gdy dziecko jest nieufne. Potem, gdy trochę się poznamy, jestem pewna, że mogłabym zaprzyjaźnić się z każdym dzieckiem. Bo dzieci to są dzieci: niezależnie czy własne wnuki, czy kogoś z rodziny, czy dzieci zupełnie obcej osoby, która płaci nam za opiekę jakieś pieniądze” – przekonuje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM pani Janina opiekująca się w tej chwili trzyletnią Weroniką „babcia na telefon” z Warszawy.

W całej Polsce w większych miastach działają firmy wynajmujące babcie. To one opiekują się dziećmi, pocieszają je, pilnują, żeby odrobiły lekcje, wychodzą z nimi na sanki, smażą dla nich naleśniki… Usłudze towarzyszy jedno założenie: to właśnie starsza pani będzie mieć najwięcej cierpliwości i serca do dziecka. Godzina pracy babci na telefon to zwykle od 10 do 30 złotych. Wiele starszych kobiet ogłasza się też indywidualnie na forach internetowych. „Najtrudniej jest zawsze na początku, gdy dziecko jest nieufne. Potem, gdy trochę się poznamy, jestem pewna, że mogłabym zaprzyjaźnić się z każdym dzieckiem. Bo dzieci to są dzieci: niezależnie czy własne wnuki, czy kogoś z rodziny, czy dzieci zupełnie obcej osoby, która płaci nam za opiekę jakieś pieniądze” – przekonuje w rozmowie z dziennikarzem RMF FM pani Janina opiekująca się w tej chwili trzyletnią Weroniką „babcia na telefon” z Warszawy.
Zdjęcie ilustracyjne /CTK/J.M. Guyon /PAP/EPA

Michał Dobrołowicz, RMF FM: Czy dzieci, którymi opiekuje się pani mówią do pani "Babciu"?

Janina, "babcia do wynajęcia" z Warszawy: Nie wszystkie, ale najczęściej tak. Z mojej strony nie ma z tym problemu. Traktuję wszystkie dzieci podobnie, tak jakby były moimi wnukami.

Czy pani ma własne wnuki?

Tak, trójkę. Mam dwoje dzieci. Zdobyłam dzięki nim niezłe doświadczenie. (śmiech)

Co jest najtrudniejsze w pani pracy?

Najtrudniej jest zawsze na początku, gdy dopiero poznajemy się z dzieckiem. Ono na początku zwykle jest nieufne, jestem dla niego jednak obcą osobą. Nie chcę powiedzieć, że trzeba je przekupić, ale na pewno trzeba je jakoś do siebie przekonać. Jeszcze zanim dostanę taką szansę, muszę też wzbudzić zaufanie u rodziców, którzy zdecydują, czy chcą mnie w ogóle zatrudnić.

Na przykład jak?

To zależy, co lubi dziecko: czy lubi bawić się, biegać, czy czytać książki. Jestem pewna, że po pewnym czasie byłabym w stanie zaprzyjaźnić się z każdym dzieckiem!

To dla pani typowa praca jak każda inna?

Na pewno nie. Robię to, bo lubię, pieniądze, które zarabiam są miłym dodatkiem. Cieszę się, że mam dodatkowe zajęcie, że jestem komuś potrzebna. Sama jestem od niedawna na emeryturze, czuję się dobrze zarówno fizycznie, jak i intelektualnie. Gdy mój najmłodszy wnuk poszedł do przedszkola, zaczęłam mieć więcej czasu. Nawet momentami zaczęłam się nudzić. Myślałam też o tym, żeby opiekować się starszymi ode mnie osobami, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, bo bardziej lubię opiekować się i zajmować dziećmi.

Rodzice nie boją się, że pani będzie dla nich konkurencją?

Staram się ich uzupełniać. Chyba taka jest moja rola. Rodzice często pracują, biegają, są zajęci. Właśnie ta babcia, nawet ta cudza babcia, dlatego jest potrzebna dzieciom. Ona ma czas, żeby wysłuchać dziecko, zauważyć, że coś się z nim dzieje, przytulić. To są drobne, ale bardzo ważne sprawy.