Od weekendu nie trzeba będzie już nosić maseczki na świeżym powietrzu. Jednak m.in. w środkach komunikacji miejskich nadal będzie to konieczne. W jakich sytuacjach najłatwiej może dojść do zakażenia koronawirusem w autobusie czy metrze?

Wbrew pozorom nie tylko wtedy, gdy kichniemy możemy złapać wirusa. Wystarczy krótka wymiana zdań ze współpasażerem. Symulacje tego, co dzieje w środku - wcale niezatłoczonego - metra przygotowali naukowcy z Uniwersytetu Oregonu w USA.

Film pokazuje z jaką szybkością rozprzestrzenia się koronawirus w środkach transportu publicznego w sytuacji, gdy nie zachowana jest zasada dystansu społecznego, a pasażerowie nie mają założonych maseczek. One wprawdzie nie gwarantują, że cząsteczki SARS-Cov-2 nie przedostaną się przez materiał zakrywający usta, jednak znacznie ograniczają ich przepływ.

Dr Julian Tang, ekspert od chorób układu oddechowego powiedział BBC News, że kropelki wydostające się z ust osób prowadzących rozmowy, nie roznoszą się tak daleko jak przy kichaniu czy kaszlu - wówczas na odległość nawet 6 metrów, to - jak mówi: Każda pogawędka wiąże się z ryzykiem "przekazania" wirusa swojemu rozmówcy.

Kropelki osadzają się nie tylko na osobach, ale także siedzeniach, uchwytach i przyciskach w metrze - dodaje dr Tang.

Od najbliższej soboty noszenie maseczek przy zachowaniu dystansu 2 metrów - nie tylko na świeżym powietrzu nie będzie obowiązkowe. Nadal natomiast będziemy musieli zakrywać usta i nos w sklepach, komunikacji miejskiej czy kościołach.