"Nabawiłem się poważnej kontuzji kładąc mojego kilkumiesięcznego syna do łóżka. To mega bolało!" - wspomina w rozmowie z RMF FM Mariusz Czerkawski, jeden z najwybitniejszych polskich hokeistów, były zawodnik ligi NHL.

Mariusz Czerkawski to najbardziej utytułowany polski hokeista w historii /Stach Leszczyński /PAP

Michał Dobrołowicz, RMF FM: Jak odpowiednio należy zaplanować trening, żeby zmniejszyć ryzyko kontuzji? Co radzisz jako były sportowiec i trener?

Mariusz Czerkawski, były hokeista, zawodnik klubów NHL: Nie jest to takie proste. Nie wszystkie kontuzje i nie wszystkie rzeczy możemy przewidzieć ale podstawą jest solidna, porządna rozgrzewka. Musimy wiedzieć też, na co nasz organizm stać i na jakim etapie treningu jesteśmy. Jakie obciążenia możemy wytrzymać, na co sobie możemy pozwolić. Jeżeli wiemy, że mamy problemy z kręgosłupem i w treningu go nadwyrężamy, to musimy budować mięśnie wokół kręgosłupa. Są odpowiednie ćwiczenia, są odpowiednie stretchingi, które powodują, że możemy sobie poprawić mobilność naszego ciała. Trzeba poznać swoje ciało. To jest podstawa.

Nie wolno też przesadzać na pierwszych treningach i nie przesadzać z obciążeniami, jeżeli rzeczywiście nie jesteśmy do tego przygotowani. Nawet zawodowi sportowcy mają problemy, czy ze ścięgnami czy ze stawami. To się nie bierze z niczego, a oczywiście z wielkich obciążeń. My jako amatorzy czy jako ludzie, którzy mają do czynienia ze sportem, rzeczywiście na co dzień powinni do tego podchodzić w miarę delikatnie i stopniowo zwiększać obciążenia, dystanse czy kilogramy.  Wszystko zależy od tego, czym się zajmujemy i w jakim kierunku chcemy się rozwijać i trenować nasz organizm.

Miałeś kiedyś poważną kontuzję?

Kilka razy miałem poważne kontuzje. Abstrahując od zawodowego sportu,  bo tam różne rzeczy mogą się zdarzyć. Wystarczy, że przeciwnik wjedzie dosyć ostro w ciebie i możesz mieć, krwiaka w udzie, czy problem z nadgarstkiem, czy zostaniesz uderzony w kostkę, czy przy mocnym wysiłku zerwiesz ścięgno Achillesa. Te rzeczy są wliczone w ryzyko sportów, nie tylko zawodowych ale też amatorskich.

Miałem taki przypadek z moim kręgosłupem, gdzie już po przestaniu uprawiania zawodowego sportu okazało się, że grając tylko w golfa mogłem nabawić się poważnej kontuzji. Wypadł mi dysk w lędźwiach i po rozmowie z rehabilitantem okazało się, że po kilku latach od zakończenia kariery muszę znowu wzmacniać mięśnie tułowia i te wokół kręgosłupa.

Był to trening hokejowy?

Nie do końca. Wzmacnianie czyli napinanie tych mięśni, rehabilitacja tych mięśni, wzmacnianie po raz kolejny mięśni brzucha i mięśni pleców. To spowodowało, że od kilku lat te kontuzje mnie omijają. Już nie mam tych problemów a właśnie dlatego, że zacząłem pracować nad tymi mięśniami. Nie tylko zostawiałem to szczęściu, czy swingowaniu, czyli uderzeniom golfowym. Kij golfowy przy uderzeniu nabiera prędkości ponad 140-150 kilometrów na godzinę i za każdym razem takie uderzanie kilkadziesiąt czy kilkaset razy dziennie przez ileś razy w tygodniu może spowodować rzeczywiście wyrwanie tego dysku i uszkodzenie go. Trzeba tutaj dobrze zbudować tą masę mięśniową wokół rdzenia kręgowego. Od kilku lat już nie mam problemów właśnie przy uderzeniach golfowych, bo to są te uderzenia, które najwięcej teraz powtarzam. Najczęściej gram w golfa, w hokeja dużo rzadziej. To też przekłada się zupełnie na to, że człowiek jest sprawniejszy i nie musi narzekać na te tak zwane codzienne bóle pleców i kontuzje.

Twój problem z dyskiem to była niespodzianka? Coś zaskakującego?

To było naprawdę zaskakujące. Kiedy mój syn miał niecały roczek, kładłem go do łóżka i jak go położyłem i się zgiąłem to zostałem już w tej pozycji. Także to było zupełnie zaskakujące i okazało się, że bardzo bolało. Musiałem kilka dni dochodzić do siebie po jakichś tabletkach i zastrzykach, bo naprawdę nie było to łatwe. Taką ostatnią kontuzję miałem w wieku 16, 17 lat, kiedy byłem młody i w nieodpowiedni sposób dźwigałem ciężary. Nikt nie potrafił mnie wtedy "ułożyć", żebym miał prostsze plecy, żeby inaczej te obciążenia dobierać. Chciałem dorównać starszym kolegom, chciałem dorównać chłopakom, którzy mieli już po 25-30 lat. Ja jako szesnastolatek chciałem wyciskać więcej, czy dźwigać więcej w martwym ciągu niż oni. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że w takim sporcie jak golf, uderzanie kijem może spowodować po raz kolejny takie bóle pleców, które miałem po raz pierwszy w wieku 16 lat.

(ag,rs)