Epidemia eboli w północno-wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga, w wyniku której zmarło już ponad 200 ludzi, może potrwać jeszcze co najmniej pół roku - ostrzegł we wtorek wysokiej rangi przedstawiciel Światowej Organizacji Zdrowia.

Kobieta dezynfekuje ręce na terenie narażonym na ebolę / STR /PAP/EPA

Bardzo trudno jest przewidzieć ramy czasowe w przypadku tak skomplikowanej epidemii jak ta, z tyloma zmiennymi, pozostającymi poza kontrolą, ale z pewnością przewidujemy co najmniej kolejnych sześć miesięcy, nim będziemy mogli ogłosić koniec epidemii - powiedział dziennikarzom szef zdrowotnych programów kryzysowych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Peter Salama.

Zaznaczył, że wiele osób zachorowało na ebolę, korzystając z usług prowizorycznych ośrodków zdrowia, w których stosowane są zarówno współczesne, jak i tradycyjne metody lecznicze. Salama dodał, że w takich lecznicach zaraziła się większość chorych na ebolę w największym objętym epidemią mieście Beni. W samym Beni, jak pisze Reuters, działa kilkaset takich lecznic. Salama wyjaśnił, że lecznice te mogą być oddzielnymi budynkami, ale bywa też, że są to pokoje w prywatnych mieszkaniach. W wielu z nich nie ma bieżącej wody.

Salama, który wrócił w ubiegłym tygodniu z DRK, podkreślił, że jest to "bardzo prawdopodobne", że u wielu osób chorych na ebolę wcześniej błędnie zdiagnozowano malarię, ponieważ pierwsze objawy obu chorób są bardzo podobne.

Obecny wybuch epidemii gorączki krwiotocznej ebola w DRK jest już 10. od 1976 roku. Poprzednia epidemia wybuchła na początku maja i trwała około miesiąca. W tym czasie zmarły 33 osoby. Ebola szerzy się poprzez bezpośredni kontakt z krwią lub innymi płynami ustrojowymi zakażonych ludzi i zwierząt. Wirus nie roznosi się drogą kropelkową. Jest w stanie przetrwać w organizmie nosiciela do roku i może zostać przeniesiony drogą płciową.

(ag)