Mandat dla kierowcy, który pali papierosy w samochodzie, gdy obok siedzi osoba niepełnoletnia - to pomysł, który trafił do Ministerstwa Zdrowia w ramach konsultacji nowej ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu. Autorzy pomysłu przekonują, że zapewniłoby to lepszą ochronę dzieci przed szkodliwym wpływem dymu papierosowego. Podobne rozwiązanie funkcjonuje między innymi w Wielkiej Brytanii. Opinie lekarzy na temat tej propozycji są podzielone.

"Palenie w samochodzie przy dziecku to okaleczanie dziecka"

Jestem przeciwnikiem palenia i piętnuję palenie, bo związek między paleniem papierosów a rakiem płuca i szeregiem innych nowotworów jest ewidentny i potwierdzony - podkreśla profesor Jacek Fijuth, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego. Karanie mandatem za narażenie swoich i innych dzieci na skutki biernego palenia to według mnie ostateczność. Wydaje mi się, że jest szereg innych sposobów oddziaływania na świadomość społeczeństwa, żeby takich rzeczy nie robić. Ten pomysł nie podoba mi się. Przez telefony komórkowe też nie wolno rozmawiać prowadząc samochód, a nagminnie jest to łamane. Tymczasem zaangażowanie się w rozmowę z użyciem ręki na pewno zwiększa potencjalne ryzyko wypadku, a nie odstręcza to od tego, żeby w ten sposób łamać. Mandat wydaje mi się drastyczną formą, która wydaje mi się nieadekwatna do ogólnej sytuacji dotyczącej profilaktyki onkologicznej. Czy to powinno podlegać mandatom? Na pewno palenie w zamkniętym samochodzie w obecności dziecka można porównać z okaleczeniem dziecka. Myślę, że lepszym rozwiązaniem byłaby edukacja, żeby dotrzeć do świadomości naszych obywateli, żeby nie okaleczali własnych dzieci - dodaje. 

Co grozi dziecku, w obecności którego palimy papierosy w samochodzie? Jeżeli przed dłuższy czas narażamy młody organizm na toksyczne działanie dymu tytoniowego, w którym jest kilkadziesiąt kancerogenów, to zatruwamy je w ten sposób. Bierne palenie to czynnik ryzyka raka. Wyrządzamy dziecku w ten sposób bezsprzecznie wielką krzywdę - podkreśla profesor Jacek Fijuth.

"Dym papierosowy zwiększa ryzyko nie tylko raka płuca"

Zwolennikiem pomysłu wprowadzenia mandatów za palenie w obecności dziecka w samochodzie jest profesor Adam Maciejczyk, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Onkologicznego. Moim zdaniem dobry pomysł. Dlaczego kierowca ma szkodzić dzieciom, które wiezie? Poparłbym ten pomysł. Oczywiście, w czasie krótkiej podróży nic złego się nie wydarzy, nie jest to udowodnione, ale tu nie chodzi o dowody naukowe, tylko o ideę. Jeśli tyle mówimy o tym, żeby nie palić, nie dopuszczajmy do sytuacji, w których narażamy dziecko w samochodzie na wdychanie dymu papierosowego, między innymi ze względów edukacyjnych - dodaje w rozmowie z RMF FM profesor Maciejczyk. Pamiętajmy, że palenie papierosów zwiększa nie tylko ryzyko raka płuca, ale także raka pęcherza. Ponad połowa nowotworów pęcherza jest wywołanych dymem papierosowym. W paleniu w obecności dziecka za kierownicą widzę zwłaszcza negatywny aspekt edukacyjny - zaznacza. 

Opinie kierowców na temat pomysłu mandatów za palenie w obecności dziecka są podzielone. Moim zdaniem to zbyt drastyczna kara. Należy edukować, zniechęcać, ale po co wlepiać kolejny mandat? - pyta jedna z mieszkanek Warszawy. Według mnie palenie za kierownicą w ogóle powinno być zakazane, nie tylko, gdy obok jest dziecko. Przecież papieros może upaść, podpalić ubranie, samochód... Uważam tak, mimo że mój mąż pali papierosy. Ja dawałabym mandat w wysokości 500 złotych - dodaje jej koleżanka.

(m)